 |
Fot. Temawa
zdj. kupując czosnek |
Z tatą na targu
Czasami w sobotę jadę z tatą do Szczucina na targ. Jedni zjawiają się tam na „ciuchy”, a inni po karmę dla zwierząt, lub jakieś drobiazgi do domu. My najczęściej po fasolę, czosnek, kapustę lub kaszę gryczaną. Na targu już nas kojarzą, głównie mojego tatę, gdyż w przeciwieństwie do mnie lubi się targować… oj lubi. Za każdym razem skrupulatnie mi przypomina, że od tego słowa powstała nazwa targ i tradycji trzeba dochować. Mnie to przywodzi o białą gorączkę, ale bardzo staram się panować nad sobą i swoimi emocjami, jest to jednak bardzo trudne do wykonania. Mimo wszystko lubię jeździć na ten targ, są to jedne z tych momentów kiedy jestem z nim sama i kiedy mogę z nim porozmawiać. Nie zawsze się zgadzamy, albo, powiem inaczej, najczęściej się nie zgadzamy, ale i tak czuję wtedy, że jesteśmy blisko, ot córka z tatą, tato z córką. Jednak nie tylko względy rodzinne, ale dodatkowo targ w Szczucinie, bardziej niż inne targi przywodzi mi na myśl dawne czasy, folklor i książkę P.Burcharda, który je opisuje. Na targu w Szczucinie sprzedają wszystko od zdrowych wiejskich jajek, po tandetne zegarki, również kurtki, sukienki i inne ciuchy, warzywa, kasze, orzechy włoskie, inne płody rolne, także zwierzęta: gołębie, psiaki, króliki, oraz starocie do samochodów, kaski stare, książki i inne rupiecie. Jest to taki targ targ „co kto chce”, „jak kto chce”.