Sebastian pisze….

Pomiędzy jedną myślą, a drugą, aby dalej gnać, to znów, aby przystopować, pomiędzy dopingiem w postaci Tigera, a wspomnieniem o fitnessie, że… tak wiem, już od pół roku przekładam ten dzień… Tak więc pomiędzy, a pomiędzy, zagłębiłam się w lekturę pisadeł Sebastiana. On umie swoimi opowieściami, przystopować mnie czasami i zmusić do refleksji. Spowodować, że zaczynam czytać i… nie kończę w połowie, nie rozpraszam się, lecz czytam jego rozważania do końca. Czytaj dalej Sebastian pisze….

S_Nikiel


baner-apel o pomoc-s.nikiel-www.s-nikiel-mojegory.pl

Żyjemy w cywilizacji huku, który tak dalece zintegrował się z nami
że przestaliśmy go zauważać. Niewielu z nas pamięta już czym jest
a jeszcze mniej potrafi w ciszy wsłuchać się i odnaleźć siebie.
 

/Sebastian Nikiel/

 

Gdy przeczytałam te słowa na stronie Sebastiana od razu przed moim oczami roztoczyły się góry i lasy Rumuni, oraz poczułam zapach łąk i szum strumyków. Każdy ma swoje góry on Tatry, a ja góry Rumuni. Jak ja rozumiałam, to, co on chciał swoimi słowami przekazać. Znam go tylko i zaledwie i o ironio z Facebooka, ale widać serwisy społecznościowe przydają się. Czytaj dalej S_Nikiel

Deszczowa Milówka dla Jacka i Pani Alicja

www.wojnicz.pl

Już kiedy pierwszy raz weszła do naszego Biura T.U.W. „TUW” Oddziału w Tarnowie, zrobiła na mnie niezapomniane wrażenie. Właśnie akurat wtedy Dyrektora nie było, została więc skierowana do mnie. Przekazała mi pismo wraz z załacznikiem opisującym historię Jacka Wołka, chłopaka, który po wypadku na Słowacji, już od 8 lat jest w śpiączce. W piśmie tym była prośba o sponsorowanie imprezy „Rodzinny Weekend Rowerowy Milówka 2011”. Pozwolę je sobie zacytować:

„Rada Sołecka wsi Milówka zwraca się z prośbą o sponsorowanie cyklicznej imprezy „Rodzinny Weekend Rowerowy Milówka 2011″, która odbędzie się w dniach 30-31.07.2011 r. pod patronatem Starosty Powiatu Tarnowskiego oraz Burmistrza Miasta i Gminy Wojnicz. (…)” podpisano Sołtys Alicja Święch

Nie to pismo jednak najbardziej ujęło mnie w trakcie tego pierwszego spotkania w biurze, lecz… uśmiech, zaangażowanie i magnetyzm Pani Sołtys, Pani Alicji Święch.
Czas mijał, dzień imprezy przybliżał się coraz bardziej, a w końcu nadeszła niedziela 31 sierpnia. Deszcz padał w sobotę, deszcz lał w niedzielę, wszystko było mokre, a ja zastanawiałam się czy impreza „wypali”. Przed oczami miałam ubłocone niemiłosiernie dzieci jeżdżące na rowerach. A gdy, już jechalam w kierunku Milówki zatelefonowałam do Pani Sołtys, aby usłyszeć zaprzeczenie lub potwierdzenie moich wątpiwości czy impreza jest, no i usłyszałam… „czekamy, przyjeżdżajcie”… zadowolona więc nacisnęłam mocniej na wirtualny gaz (wirtualny, gdyż w rzeczywistości samochód słóżbowy prowadził ktoś inny) i dalej zmierzałam w ich kierunku.
Zdj. parasole, parasolki
Wszędzie były parasolki, parasole, krople deszczu, duuuże krople deszczu i ludzie, ludzie, ludzie. Myślę, że nikt ze wsi Milówka czy z okolicznych miejscowości nie zawiódł, przybył, a kapela grała…
Cieszę się też, że udała im się sobotnia część imprezy, na której ja niestety nie byłam. Wiem jednak, że wszystkie losy zostały wykupione jeszcze w sobotę, oznacza to, że udało im się zebrać fundusz na specjalne łóżko dla Jacka.
Zdj. rozdanie wylosowanych nagród

Największym zainteresowaniem cieszyła się część rozdania nagród z „dużej” loterii. Sponsorzy dopisali i oprócz polisy od firmy w której pracuję, były również inne nagrody, tj. książki, serwis do kawy, ale również rodzinne wyjazdy do Spa, rower, DVD i wiele innych
Na koniec nie mogłam pominąć pamiątkowego zdjęcia z laureatem, który wylosował polisę, jego mamą, oraz zaraz obok mnie stojącą na zdjęciu Panią Alicją Święch. Hmm mogłabym „płakać” jedynie nad jakością zdjęć, ale ot… nie potrafię, cieszą mnie nawet te w bardzo kiepskiej jakości. Może następnym razem lepiej „dogadam” się z aparatem 😉

Zdj. pamiątkowe zdjęcie z Panią Sołtys oraz laureatem i jego mamą.
Lubię  takie imprezy, z którymi łączy mnie nie tylko praca i „formalność”, ale również emocje, bardzo mocne, intensywne i dobre emocje, ale także ludzie, którzy je powodują! A na drugi rok… Pani Alicja oczywiście, również może na mnie liczyć 😀

Spotkałam takiego człowieka

… to był czarodziejski dzień 28 października 2004 roku, zaczął się jak gdyby zwyczajnie … ot … pobudka, śniadanie, autobus do pracy, praca, z pracy … szybkim krokiem na PKP … i … jestem na „za 5” jak zwykle, lecz …

(sic!) Spotkałam go przy kasie biletowej, miał dwa bilety ze zniżką, więc szukał osoby do pary jadącej w kierunku na Rzeszów … taki sobie, zwykły starszy mężczyzna i skorzystałam z propozycji (choć szukałam kasy, gdzie mogłabym zapłacić kartą) …

… pojechaliśmy razem, zwróciłam połowę kwoty i skorzystaliśmy oboje, on nie stracił, ja zaoszczędziłam. W pociągu było dosyć dużo ludzi, zajęliśmy miejsce koło dwóch sióstr zakonnych jadących od Krakowa. Na początek zagadał do nich, one odpowiedziały, poczęstowały krakowskim obwarzankiem, którego połową podzielił się natychmiast ze mną.

Przez całą drogę rozmawialiśmy … ba … przez całą drogę on opowiadał, a ja słuchałam … i było czego!

Opowiadał bardzo, bardzo zajmująco … o historii, o Tarnowie, o Rzeszowie, Łańcucie i Leżajsku. Jak się później od niego dowiedziałam, był kiedyś przewodnikiem wycieczek. Opowiadając kilkanaście razy wspominał jedną książkę – „Tamten Rzeszów” autorstwa pana Czarnoty … i kiedyś ją przeczytam, po prostu przeczytam.

Opowiadał fantastycznie, jak prawdziwy przewodnik i profesjonalista, przedstawił mi się jako osoba pełna energii i chęci życia, gdyż jak powiedział – „życie mamy jedno i od początku do końca musimy przeżyć je dobrze”.

Byłam zauroczona i trudno byłoby mi streścić wszystkie jego słowa, a budziły we mnie nadzieję i motywację działania, chęć zrobienia czegoś i nauczenia się czegoś.

Przy nim czuło się, że warto … warto!

Byłam zaskoczona tym spotkaniem, zadziwiona tym czymś co w nim było … a było to coś magicznego. Magia wiedzy, optymizmu, nadziei, inteligencji, historii, chęci życia, magia starszego mężczyzny, człowieka z pasją, chochlika iskrzącego w jego oczach.

Miał osiemdziesiąt lat, nie wiem jak się nazywał, ani nawet jak miał na imię, on nie zna mojego i może nawet zapomniał już, że mnie poznał – mnie przygodną podróżną …

Wiem tylko, że mieszka w Rzeszowie, blisko rynku, że nie ma własnego ogródka, ale pomaga innym, a w zamian dostaje np. czarną rzepę, którą chwali sobie dla jej wartości odżywczych.

Stacja Rzeszów … niosąc jeden z jego bagaży odprowadzam go do Rynku i tam żegnamy się wyrażając nadzieję, że może kiedyś się jeszcze spotkamy, że będę miała pytania, a on mi na nie odpowie, że … lecz nie wziełam od niego adresu, telefonu, nie wiem gdzie mieszka …

następnie w niemiłosiernej prozie życia pobiegłam za potrzebą fizjologiczną (zły moment!) do schroniska PTSM, w którym nocuję podczas pobytów w Rzeszowie, gdy wróciłam jego już nie było (niestety!) miał szybki, zbyt szybki krok …

… jeszcze przeszłam pobliskimi zasnutymi już w mroku uliczkami z nadzieją, że jeszcze go spotkam lecz … nie spotkałam, chciałam naprawić mój błąd, lecz bezskutecznie … jego już nie było … czy jeszcze go spotkam? … a jeśli nie?

Dlaczego tacy ludzie odchodzą z mojego życia?! … cieszę się jednak, że spotykam ich choćby na krótką – podróż z Tarnowa do Rzeszowa … bilet na dwie osoby … szczęśliwy zbieg okoliczności …

Gdy już szłam na uczelnię (po ostatni wpis do indeksu), cały czas myślałam o tym niesamowitym spotkaniu …

… był taki człowiek …

… płakałam …

PS. Gdy go spotkasz, to pozdrów gorąco ode mnie.

Temawa