Żeby zobaczyć biedronki musiałam jechać na Ararat

Żal było schodzić niżej. Jakoś przyzwyczailiśmy się do tych zboczy. Znalazłam tu spokój i odprężenie. Zobaczyłam, że są jeszcze miejsca na świecie, gdzie czas spowalnia, minuta leniwie drepce za minutą, dzień jest całkiem długi, a w trawie mieszka cała kolonia robaków. Obiecałam sobie, że po powrocie do domu zaglądnę do ogródka i przyjrzę się szczegółowo, kto jeszcze dzieli ze mną ten kawałek świata. Nigdy nie przyszło mi do głowy zastanawiać się nad tym, co mieszka na trawniku<> przed domem albo jakie robaki ukryły się w drewnianej  altance. Człowiek z wiekiem traci swoją wrażliwość. Dla moich dzieci świat wygląda zupełnie inaczej. Potrafią dostrzec nowe gatunki motyli, które pojawiły się ostatnio w ogrodzie, z niecierpliwością czekają,, kiedy wyrośnie coś z ziarenka kukurydzy wygrzebanego z popcornu. Zuźka potrafiła godzinami siedzieć przy mrowisku i patrzeć, jak małe stworzonka przenoszą listki z miejsca na miejsce. Hania zauważy każdy nowy kwiatek, jaki pojawi się przed domem, a ja? Ciągle się tylko wkurzam na wszędobylskie chwasty, denerwuję się na kuny, które zamieszkały z nami pod jednym dachem, a żeby dostrzec biedronki, musiałam jechać na Ararat. Pora trochę zwolnić.

Zaczęło się od  Kilimandżaro
(Ararat, Rysy, Everest base Camp)
/Agnieszka Paź-Kerner/

Twierdza Van i spotkanie z kotami

Jakże mogłabym nie zwrócić uwagi na fragment książki dotyczący kotów. Przecież to moja miłość. Zatem cytat:

Wyciskając z nas ostatnie soki, nowo poznany kierowca zabrał nas do twierdzy Van. W południowym upale snuliśmy się jak zombi, szukając między ruinami choć odrobiny cienia i zerkając na kuszące wody jeziora Van. Choć pozostałości zabytków kultury arartyjskiej były naprawdę urzekające, marzyła mi się orzeźwiająca kąpiel w błękitnych wodach jeziora. Tymczasem czekało nas jeszcze spotkanie z kotami. Na pierwszy rzut oka – kot jak kot, dopiero patrząc zwierzęciu głęboko w oczy, widać różnicę między naszymi dachowcami a tą wyszukaną rasą. Otóż koty z Van mają dwukolorowe oczy – niebieskie i bursztynowe bądź niebieski i zielone. Ciekawostką  dla nas było też to, że w przeciwieństwie do większości kocurków, te ponoć lubią pływać, co więcej, mają powiększony fałd skórny między palcami, co ułatwia im poruszanie się w wodzie, a ich sierść szybciej schnie. Takich to właśnie rzeczy dowiedzieliśmy się w Turcji.
Czyż podróże nie kształcą?”

Może ja też je kiedyś zobaczę???

Cytat pochodzi z książki Agnieszki Paź-Kerner „Zaczęło się od Kilimandżaro” (Ararat, Rysy, Everest Base Camp).

Zaczęło się od Kilimandżaro

Książka „Zaczęło się od Kilimandżaro” chyba nie bez powodu dotarła do mnie właśnie teraz. Teraz kiedy szykuje się w moim życiu rewolucja. Trochę dużo ryzyka i ostrego cięcia nożem, czego zawsze się obawiałam, ale najwyższy na to czas. Jeżeli teraz nic nie zmienię, to będzie dalszy ciągły regres.

Przyznam, że pierwszy raz zdarza mi się sytuacja kiedy mam podjąć decyzje, powiedzmy ryzyko, ale nie podjęcie go, jest jeszcze większym ryzykiem, więc…. no ale mnie to nawet sprawia przyjemność, już sam fakt i świadomość, że coś, ba „duże coś” mogę zmienić. Czytaj dalej Zaczęło się od Kilimandżaro

Jest godzina 4.41

Jest godzina 4.41, a ja właśnie skończyłam czytać książkę Izy Chojnackiej „Miłość na gruzach Kosowa”. Nie wiem kiedy minął ten czas, gdyż zaczęłam około 23.00, ale od ostatnich rozdziałów nie mogłam się wręcz oderwać. Przerwy robiłam jedynie w tych momentach, gdy sięgałam po chusteczkę. Jest to pierwsza książka, przy czytaniu której miałam nieodparte wrażenie, że czytam o bliskiej sobie osobie. Kuzynce, siostrze? Przyjaciółce? Być może sprawił to jej talent literacki? A może po prostu fakt, że ta książka była tak prawdziwa, pełna emocji i uczuć. Czytaj dalej Jest godzina 4.41