Dzisiaj pierwsza część burasków. Wśród nich nie wszystkie mają imiona, a raczej nie wszystkie pamiętam. Dla burasków i niektórych czarnych muszę kupić obróżki i je podpisać, bo co niektóre rozpoznam tylko po czipach. Jest to pewne utrudnienie przy podawaniu lekarstw, ale czytnik wtedy chodzi na bieżąco. Utrudnia to również zapamiętanie, która już jest po zabiegu sterylizacji, a która jeszcze przed. Staram się oczywiście sterylizować od razu na początku, jednak gdy przychodzi do mnie chory kotek, to z oczywistych powodów nie robię tego zabiegu od razu.
Jak to u mnie bywało
Tak to u mnie bywało, że na wersalce ciężko było się pomieścić.
Czy było ciężko…. czasami tak.
Co najbardziej wkurzało… presja i świadomość, że czasami sąsiadów mogło denerwować szczekanie moich tymczasów.
Czy czułam się samotnie…. bardzo często.
Czy rodzina była wyrozumiała? …. długo tak, ale pod koniec bardzo już tym zmęczona.
Co najbardziej mi utrudniało i dołowało – fakt, że trudno było równocześnie przy takiej skali i rozbudowaniu wolontariatu pracować zarobkowo.
Piękna czwórka
Takie szczeniaczki trafiły mi się do poszukania domów stałych. Jakoś wyjątkowo związałam się z nimi emocjonalnie, a Marusia stała się moją bezdyskusyjną ulubienicą .
Na ten moment Lara i Marusia czekają już na wyjazd do nowych domów. Zatem pobyt u mnie zaczynają traktować jak hotelik, czy krótką agroturystykę. Natomiast Jordan i Backy nadal szukają swoich kochanych człowieków, swoich rodzin.
Woliera – cz. II
Wiem, że zdjęcia mało profesjonalne, jeżeli wogóle. Chciałam się jednak podzielić się z Wami moimi kociakami. Więc kilka na początek, a dlaczego kilka bo słodkie trzeba dozować, aby nie zasłodzić.
Chciałbyś tym kociakom oraz pozostałym sprawić prezent? Nie naciskam, nie błagam, lecz proszę… https://zrzutka.pl/s32f9m to będzie dla ich komfortu i dobra i zadowolenia. Dla mojego również, bo po latach wolontariackich, muszę sama stanąć na nogi. Muszę zacząć zarabiać, muszę się zorganizować i muszę przygotować na to i moje psy rezydentów, psy tymczasy i koty.
Pomagałam psom i kotom przez około 8 lat, teraz Ty możesz pomóc pośrednio mnie, ale bezpośrednio przede wszystkim kotom https://zrzutka.pl/s32f9m
PS. a tak nawiasem, chętnie przyjmę niepotrzebne drapaki? bo u mnie są potrzebne w ilości kilka szt? A Ma kto po nich skakać
Woliera – cz. I
Na mojej głowie Smerfetka (inaczej Skarpetka i Kiara), na ramieniu Tito.
Jest u mnie ponad 30 kotów. Mam duży sad, a kociaki gniotą się w pokoju. Zaczęłam marzyć, że biegają tak jak Tito i Foksi po całym sadzie. To są chyba jedyne dwa koty do których mam zaufanie, że nie wyjdą poza ogrodzenie, ale czy to faktycznie tak jest…. kot to kot, a ja chcę by moje koty były bezpieczne.
Czasami jest czas na remanenty

Pewny ciąg zdarzeń w ostatnim czasie uzmysłowił mi, że mam co przemyśleć. Ludzie przynoszą mi kotka czy pieska, ja głupia, a może tylko naiwna biorę. Nie mam żalu oczywiście o jakiegoś konkretnego kotka czy pieska, bo każdego brałam z przekonaniem, że chcę go wziąć, ale nie zmienia to faktu, że mam w związku z tym przemyślenia. Na Facebooku oczywiście serduszka i „lajki”, czytam jaka jestem dobra i wrażliwa, chwalą mnie, ale… czy to coś mi daje? Czy to coś pomaga w tym co robię? Czy za to kupię puszkę dla kota, albo kiełbasę dla psa? Czy może chociaż żwirek? Wręcz czasami te pochwały wkurzają mnie, bo ja w tym samym czasie już kombinuję za co kupię karmę dla maluchów, bo na półce stoi już ostatnia saszetka.

Nie powiem, bo byłabym niesprawiedliwa, są osoby, które mi pomagają. Są takie które wspierają mnie systematycznie. Natomiast takich „pojedynczych” wpłat od nowych osób jest mało. Gdyby nie te osoby, które wspierają mnie, to już dawno mogłabym zamknąć i Koci Kącik i Psa na Manowcach. To jednak nie powinno tak działać, że ciągle „obciążane” będą te same osoby, te same portfele.
To co robię, chyba nie przesadzę, jeżeli powiem, że działam dla dobra ogółu. Zawsze myślałam, ktoś ma czas, ktoś pieniądze, ktoś ma doświadczenie, ktoś sprzęt, np. klatki łapki, ale ostatecznie uzupełniamy się. Ja poświęcam czas, a ty wspierasz finansowo, ale często czuję się, jakbym w tym wszystkim była sama. Uświadomiłam sobie też jak bardzo ludzie nie wiedzą jak ja działam, no, nie tylko ja, ale w tej konkretnej sytuacji ja, bo tutaj, u mnie, w tych konkretnych domach tymczasowych.

Dodatkowo te wirtualne adopcje, które ostatnio zaczęłam organizować, a przy okazji przeliczać potrzeby dla konkretnego psa czy kota. Ogromne dziękuję dla osób, które postanowiły zostać wirtualnymi opiekunami i co miesięcznie spierać danego zwierzaka umówioną kwotą. Zatem uświadomiłam sobie ile naprawdę potrzebuję, żeby dobrze i na spokojnie zadbać o każdego zwierzaka, i że utrzymanie kota jest droższe niż utrzymanie psa. Mówię tu oczywiście o utrzymaniu takim, żebym potem nie musiała leczyć, żeby karma była przynajmniej z tej „średniej półki”, a nie taka za grosze. I doszłam do takiego wniosku, że robię coś na co absolutnie nie jest mnie stać finansowo – absolutnie!
Z dnia na dzień żebrząc i zdobywając po puszeczce, po kilka, tak na prawdę nie zdawałam sobie z tego sprawy. Jak pomyślę ile razy koty jadły kaszę lub ryż zmieszany z karmą mokrą dla psa, a psy wyłącznie karmę suchą kiepskiej jakości. A ile razy do kuwety sypałam zwykły piasek, który w ciągu godziny zaczyna śmierdzieć, z braku choćby najtańszego żwirku.
Wczoraj też dowiedziałam się jeszcze, że niektóre domy tymczasowe dla psów (nie wiem czy dla katów również, ale być może), jak mają chętnego na pieska to od potencjalnych domków „kasują” jak za hotelik. Oni zdziwieni są, że ja tak nie robię. Oni zdziwieni, a ja… a ja w szoku. Bo pomyślcie – 11 psów, które ciężko wyadoptować do dobrych domów, o kotach nie wspomnę, a co byłoby gdybym jeszcze teraz wprowadziła wyższe wymogi. No! To ja już widzę jak wszystkie pieski znajdują domki, kotki zresztą też.
Więc tak wychodzi miesięcznie:
- utrzymanie kota to ok 100 zł + ok. 100-150 podstawowe badania, szczepienia, o leczeniu nie wspomnę.
- utrzymanie psa małego 50-75 zł (to tak skromnie)
- utrzymanie psa dużego 100 zł lub więcej.U psów większość kosztów weterynaryjnych idzie na gminy, ale nie każdy koszt i nie u każdego.
Psów tymczasów mam na ten moment 11 i dodatkowo 4 swoje. Kotów tymczasów mam 7 maluchów i 12 dorosłych + swoje prawie 10. Ja nie będę mnożyć i dodawać, dzisiaj jeszcze nie chcę wpadać w dołek na dobre, ale jeżeli sam dla siebie chcesz… to proszę bardzo. Ja natomiast dojrzewam do poważnych zmian w mojej działalności wolontariackiej i generalnie w moim życiu.Inaczej się nie da ciągnąć tej działalności. Pozdrawiam wszystkich i dziękuję tym, którzy ze mną byli i tym którzy ze mną są dla dobra tych, którzy sami się nie obronią.

======================
- Zrzutka ogólna na Kociska i Psiska – https://zrzutka.pl/sa7cfj
- Zrzutka na faktury w Przychodni weterynaryjnej za II i III 2020 (tylko!) – https://zrzutka.pl/ep32n9
- Zrzutka na faktury w Przychodni weterynaryjnej za IV do VIII 2020 (już lada dzień!)Inne zrzutki celowe – https://zrzutka.pl/profil/teresa-warecka-51092
Moje grupy i strony na FB:
- Komitet Społeczny Kociska i Psiska z Powiśla Dąbrowskiego – https://www.facebook.com/groups/kociskaipsiska/
- Zaginione / znalezione zwierzęta – Szczucin i okolice – https://www.facebook.com/groups/zwierzetaszczucin
- Grupa Pies na manowcach i Koci Kącik – wirtualne adopcje – https://www.facebook.com/groups/kociskaipsiskawirtualneadopcje
- Pies na Manowcach – https://www.facebook.com/PiesNaManowcach
- Koci Kącik – https://www.facebook.com/kotowanina
LUNA
LUNA – to imię już z mojego domu tymczasowego. Nie wiem jak długo sunia błąkała się po lesie w Załużu/Borkach i w okolicach Solca, ale do lasu trafiła jako szczenna, więc daję jej jakieś dwa miesiące. Otrzymałam też taką informację, że „ktoś”, zabrał szczeniaki, natomiast matkę zostawił. Ciekawa jestem czy miała szanse przynajmniej je do końca dokarmić? Jak również czy potem pojawią się na oxl za drobną cenę do „dobrych domów”, czy może posłużą kiedyś gdzieś dla jakichś kłusowników.

Matkę zabrałam dopiero ja. Nie, nie chciała wejść do klatki. Na dodatek nie była głodna. Ludzie z okolicy dokarmiali ją i nie tylko jedna osoba o niej pamiętała.
Dokarmiali choć dopiero teraz jedna pani odważył się zrobić jej zdjęcie, aby go dać na (poniekąd znienawidzonego przeze mnie) facebooka, bookaface. Rany jak ja nie lubię tego serwisu. Nawet podczas gdy już ją łapałam podjechała jedna Pani z kamą dla niej. Nie chcę też wyśmiewać, ale litości, na trawie leżały również całe ugotowane ziemniaki, tyle, że obrane. Wiem, niestety, że na wielu wsiach, a być może i nie tylko wsiach psiaki dostają właśnie taką karmę, no może jeszcze chleb rozmoczony, albo…. ech nawet nie chcę teraz myśleć.

Ja jednak wiedziałam, że nie mogę wrócić bez niej. Luna musi do domu jechać ze mną. I udało się. Na początku nie chciała podejść, klatką i karmą w niej na zachętę również nie była zainteresowana.

Gdy mówiłam do niej, było jedno słowo na które zawsze zaczynała machać ogonem i było to słowo „kochanie”. Takie to było dziwne i takie sympatyczne. Piękne charcie kochanie o dużych oczach. Zastanawiałam się jak ją do siebie przekonać, jak sprawić by zaufała i…. i był moment kiedy na ułamek sekundy dotknęłam jej czubeczka nosa. Wtedy zapaliła się we mnie iskierka nadziei… jeszcze raz spróbowałam tego manewru… udało się… tym razem dotknęłam grzbietu jej nosa dwoma palcami, byłam naprężona jak struna, aby tylko ją dosięgnąć. Spróbowałam się przysunąć, jak wąż przesuwałam kolanami po piasku, by jej nie wystraszyć zbyt nagłym ruchem czy podnoszeniem się. Parę minut później już głaskałam jej łebek, a ona spokojnie się tym głaskom poddawała.
W tym momencie zaczęłam żałować, że nie zabrałam ze sobą smyczy ze samochodu, ale hmm mam smycz przy kluczach do samochodu – zaświtała mi myśl i to była ta właściwa. Powoli założyłam na jej łebek i następnie zawiązałam na supełek blisko szyi. Gdy tak oswajałyśmy się ze sobą nawzajem niedaleko na tej leśnej dróżce pojawił się samochód. Pomyślałam sobie hmm nie teraz, nie jedź tu i zamachałam do kierowcy, aby zaczekał i tak też zrobił. Ja natomiast pomyślałam w tym momencie, no nic trudno, wóz albo przewóz. Chwyciłam ją za pysk, gdyby próbowała się bronić zębami oraz za skórę na karku, jednocześnie lekko ściskając smyczkę i podeszłam z nią do klatki. Tak, teraz już była moja. Dwaj panowie, którzy cierpliwie przyglądali się moim poczynaniom podeszli, aby pomóc mi klatkę z sunią przenieś i załadować do Jimmiego.
Ha, wszystko dobrze, sunia moja, ale przy okazji masa pcheł również. Byłam jednocześnie szczęśliwa i zrozpaczona. Nie przewidziałam takiej ilości pcheł na pokładzie. No ale trudno jak jest tak jest, poradzę sobie i z tym. Pojechałyśmy w dalszą drogę.
To nie facebook, ale jeżeli chciałbyś/chciałabyś pomóc mi finansowo w utrzymaniu kolejnego pieska w domu tymczasowym, czyli kolejną paszczą do wyżywienia to jest taka możliwość. Proszę, podaję linka do zbiórki LUNY – https://zrzutka.pl/9sx5m6 (Indywidualny numer konta zrzutki70 1750 1312 6887 5433 7415 9537).