Solina, Solina … a na Solinie kurs żaglówką bez sternika

Za namową Igora rozszerzam moje opowiadanie z wyjazdu nad Solinę 🙂

„(…) o mało nie utopiłam mojego bratańca, gdy okazało się że wypuścili nas na pełne jezioro żaglówką …. ale bez sternika! a wiało tak silnie, że wypożyczalnie za wyjątkiem rowerków „czwórek” nie wypożyczały żadnego innego sprzętu ze względu na wiatr i fale(…)”

🙂 nasz wyjazd był wyjątkowo skąpy w słońce, było tak chłodno i wietrzno, że tylko pół godzinki w przeciągu kilku dni mogliśmy popływać w pław. Chcąc urozmaicić ten nasz wyjazd i zapewnić sobie rozrywki bardziej zajmujące niż spacer po plaży oraz „gnanie” samochodem po serpentynach dookoła Soliny 🙂 wybraliśmy żaglówkę.

O umówionej godzinie zjawiliśmy się na pomoście, wsiedliśmy do wskazanej żaglówki, w której było już jedno małżeństwo, 🙂 … po chwili, gdy byliśmy już na pokładzie, żaglówkę odwiązano i puszczono na wodę 🙁 Zaczęliśmy głośno informować, że nie ma wśród nas jeszcze sternika, ale nikt nas nie słuchał.

Na szczęście kobieta, która z nami popłynęła, miała kiedyś do czynienia z żeglowaniem, więc jakoś udało się jej nawrócić do pomostu, ale sternik i tak się nie zjawił, natomiast dosadzono do nas jeszcze jedną parę i … znowu o zgrozo puszczono na wodę.

Wiatr jak dla mnie był dosyć silny, przy każdym zawracaniu, przechylało nas tak, że dotykałam tafli wody.
Wypłynęła za nami motorówka, wypytywali czy mamy licencję i jakim prawem płyniemy bez sternika 🙁 trudno im było zrozumieć, że tak nas po prostu puszczono mimo naszej woli. Człowiek z motorówki przeskoczył do nas, co prawda był … hmm jak to się mówi wylał „trochę za kołnierz” 😉 ale 😀 ucieszyłam się, lepszy „podchmielony” sternik niż żaden 😉

Trochę pływaliśmy, dla mnie to jednak trwało wieczność, Piotrek sprawiał wrażenie jak gdyby się nie bał, ale ja podobno byłam blada 🙁

Wiatr był jednak tak silny, że postanowiliśmy szybciej wrócić na brzeg … heh … nie ukrywam, że ku mojej uciesze.
Gdy byliśmy już na brzegu, nogi pode mną się trzęsły, nie mogłam od razu wsiąść do samochodu jako (zresztą jedyny) kierowca. Piotrek natomiast 100 razy wypowiedział znamienne słowa, których nigdy nie zapomnę „ja pierniczę, ja pierniczę, ja pierniczę” … więcej już na tym wyjeździe nie wypożyczaliśmy żadnego sprzętu pływającego 😉

… przygoda była niezapomniana 😀 jednak na drugi raz najpierw się upewnię, czy popłynie z nami sternik 😉

Solina, Solina a po Solinie … cała masa przeżyć :D

po 1 o mało nie utopiłam mojego bratańca, gdy okazało się że wypuścili nas na pełne jezioro żaglówką …. ale bez sternika! a wiało tak silnie, że wypożyczalnie za wyjątkiem rowerków „czwórek” nie wypożyczały żadnego innego sprzętu ze względu na wiatr i fale
po 2 dostałam …. pierwszy mandat! i to z jakiego głupiego powodu, jednak niepodważalnie była to moja wina i z pełną skruchą biję się w piersi. A było to tak …
… gdy wracaliśmy już do domu trasą Lesko – Sanok – i inne miejscowości – minęłam Lesko następnie był Sanok i nie zaglądając na mapę miałam wybrać dalszą trasę (PS. Tutaj wstawka – w Polsce mamy co najmniej dwa Krościenka jedno bardziej znane to na granicy z Ukrainą i to drugie mniejsze i mniej znane koło Krosna!) … no i wybrałam … (zapominając o tym pierwszym Krościenku) drogę na Krościenko! … po czym jadąc na „pewniaka” nagle … czytam drogowskaz! „GMINA LESKO WITA” i tu moje zszokowanie i zdumienie i … okazało się, że Tereska zrobiła przez to swoje przyćmienie! … dokładnie 360 stopni i wróciła do kierunku nad Solinę! Myślę, że ta blondynka z kawałów by tego nie wymyśliła.Gdy już wróciłam na dobry kierunek marzyłam jedynie o tym żeby zatrzymać się na stacji paliw i … pójść do … toalety, a było to na tyle pilne, że musiałam zatrzymać się przez Sanokiem! Jadąc nad Solinę zatrzymywałam się na takiej jednej stacji, która bardzo pasowała mi odległością, więc jak tylko do niej dojechałam … zrobiłam skręt w lewo … tylko, że … przez „podwójną ciągłą”! w sekundzie usłyszałam policyjny alarm i zobaczyłam parkujący obok mnie biały cywilny samochód z policjantem!Zapytał tylko czy wiem za co – no i co tu zgrywać idiotkę … wiedziałam!

Przeprosiłam, że MUSZĘ DO … a on w tym czasie wypisał mandat na 200 zł i 5 pkt … a oprócz mnie jeszcze jednemu gościowi, który zrobił dokładnie to samo co i ja więc przynajmniej nie byłam osamotniona, choć i tak za wiele mnie to nie pociesza.

Tak też wyglądał mój wyjazd nad Solinę, dwie konkretne przygody, ale poza tym było świetnie choć mało słońca … można by opowiadać !

Spotkałam takiego człowieka

… to był czarodziejski dzień 28 października 2004 roku, zaczął się jak gdyby zwyczajnie … ot … pobudka, śniadanie, autobus do pracy, praca, z pracy … szybkim krokiem na PKP … i … jestem na „za 5” jak zwykle, lecz …

(sic!) Spotkałam go przy kasie biletowej, miał dwa bilety ze zniżką, więc szukał osoby do pary jadącej w kierunku na Rzeszów … taki sobie, zwykły starszy mężczyzna i skorzystałam z propozycji (choć szukałam kasy, gdzie mogłabym zapłacić kartą) …

… pojechaliśmy razem, zwróciłam połowę kwoty i skorzystaliśmy oboje, on nie stracił, ja zaoszczędziłam. W pociągu było dosyć dużo ludzi, zajęliśmy miejsce koło dwóch sióstr zakonnych jadących od Krakowa. Na początek zagadał do nich, one odpowiedziały, poczęstowały krakowskim obwarzankiem, którego połową podzielił się natychmiast ze mną.

Przez całą drogę rozmawialiśmy … ba … przez całą drogę on opowiadał, a ja słuchałam … i było czego!

Opowiadał bardzo, bardzo zajmująco … o historii, o Tarnowie, o Rzeszowie, Łańcucie i Leżajsku. Jak się później od niego dowiedziałam, był kiedyś przewodnikiem wycieczek. Opowiadając kilkanaście razy wspominał jedną książkę – „Tamten Rzeszów” autorstwa pana Czarnoty … i kiedyś ją przeczytam, po prostu przeczytam.

Opowiadał fantastycznie, jak prawdziwy przewodnik i profesjonalista, przedstawił mi się jako osoba pełna energii i chęci życia, gdyż jak powiedział – „życie mamy jedno i od początku do końca musimy przeżyć je dobrze”.

Byłam zauroczona i trudno byłoby mi streścić wszystkie jego słowa, a budziły we mnie nadzieję i motywację działania, chęć zrobienia czegoś i nauczenia się czegoś.

Przy nim czuło się, że warto … warto!

Byłam zaskoczona tym spotkaniem, zadziwiona tym czymś co w nim było … a było to coś magicznego. Magia wiedzy, optymizmu, nadziei, inteligencji, historii, chęci życia, magia starszego mężczyzny, człowieka z pasją, chochlika iskrzącego w jego oczach.

Miał osiemdziesiąt lat, nie wiem jak się nazywał, ani nawet jak miał na imię, on nie zna mojego i może nawet zapomniał już, że mnie poznał – mnie przygodną podróżną …

Wiem tylko, że mieszka w Rzeszowie, blisko rynku, że nie ma własnego ogródka, ale pomaga innym, a w zamian dostaje np. czarną rzepę, którą chwali sobie dla jej wartości odżywczych.

Stacja Rzeszów … niosąc jeden z jego bagaży odprowadzam go do Rynku i tam żegnamy się wyrażając nadzieję, że może kiedyś się jeszcze spotkamy, że będę miała pytania, a on mi na nie odpowie, że … lecz nie wziełam od niego adresu, telefonu, nie wiem gdzie mieszka …

następnie w niemiłosiernej prozie życia pobiegłam za potrzebą fizjologiczną (zły moment!) do schroniska PTSM, w którym nocuję podczas pobytów w Rzeszowie, gdy wróciłam jego już nie było (niestety!) miał szybki, zbyt szybki krok …

… jeszcze przeszłam pobliskimi zasnutymi już w mroku uliczkami z nadzieją, że jeszcze go spotkam lecz … nie spotkałam, chciałam naprawić mój błąd, lecz bezskutecznie … jego już nie było … czy jeszcze go spotkam? … a jeśli nie?

Dlaczego tacy ludzie odchodzą z mojego życia?! … cieszę się jednak, że spotykam ich choćby na krótką – podróż z Tarnowa do Rzeszowa … bilet na dwie osoby … szczęśliwy zbieg okoliczności …

Gdy już szłam na uczelnię (po ostatni wpis do indeksu), cały czas myślałam o tym niesamowitym spotkaniu …

… był taki człowiek …

… płakałam …

PS. Gdy go spotkasz, to pozdrów gorąco ode mnie.

Temawa