Obrazek z Surreanów, połonin Rumuni

Obrazek z Surreanów, połonin Rumuni.

Kończył się dzień, a nasze zaplanowane miejsce noclegowe zajęła inna grupa. Cóż pozostało, nasz przewodnik, szukał innego miejsca na nocleg. Dość kawałek drogi trzeba było przejechać, zatem na miejsce dojechaliśmy już o zmroku. Najpierw drogą przez las, następnie okolicami, w których jakby więcej domów pobudowano. Domów, a raczej pensjonatów i willi z noclegami dla turystów.

Czytaj dalej Obrazek z Surreanów, połonin Rumuni

Zaraz po powrocie z Rumuni

Zaraz po powrocie z Rumuni, trzy zdjęcia, które mi się najbardziej spodobały zamieściłam wśród innych na portalu www.globtroter.pl , były to zdjęcia z miejsca, które….

Zjechaliśmy z gór Bihoru, czas i miejsce zjazdu nie było do końca planowane. Jechaliśmy trochę lasem, trochę wioską, miasteczko, tankowanie samochodów, jedziemy w góry, ale zmrok robił się szybko. Dlatego też, gdy zatrzymaliśmy się samochodami przy wiejskiej dróżce, a nie jak zazwyczaj w lesie, na polanie, przy strumyku, uznałam, że tym razem tak ma być i już. Jakiś cień poczucia winy, bo do tego nieplanowanego zjazdu trochę się przyczyniłam, ech… Czytaj dalej Zaraz po powrocie z Rumuni

Jest godzina 4.41

Jest godzina 4.41, a ja właśnie skończyłam czytać książkę Izy Chojnackiej „Miłość na gruzach Kosowa”. Nie wiem kiedy minął ten czas, gdyż zaczęłam około 23.00, ale od ostatnich rozdziałów nie mogłam się wręcz oderwać. Przerwy robiłam jedynie w tych momentach, gdy sięgałam po chusteczkę. Jest to pierwsza książka, przy czytaniu której miałam nieodparte wrażenie, że czytam o bliskiej sobie osobie. Kuzynce, siostrze? Przyjaciółce? Być może sprawił to jej talent literacki? A może po prostu fakt, że ta książka była tak prawdziwa, pełna emocji i uczuć. Czytaj dalej Jest godzina 4.41

Przyjaźń kota

„Zdobyć przyjaźń kota nie jest rzeczą łatwą. Nie lokuje on swych uczuć nierozważnie: może zostać Waszym przyjacielem, jeśli jesteście tego godni, ale nigdy waszym niewolnikiem.”

/ Théophile Gautier /

Klara – kotka idealna – bardzo samodzielna, niezależna i łowna. Nie lubi się spoufalać z innymi kotami, ale nie robi też awantur. Bardzo czyściutka i rozsądna. Pod określeniem rozsądna rozumiem to, że wie, iż należy omijać ulicę i samochody. Chadza raczej ścieżkami z „drugiej strony domu”, tam gdzie one nie jeżdżą.

Kocurek Oluś – prawdziwy książę, widać to już po jego wzroku. Rządzi całym haremem. Jedynie Milusia mu dorównuje i jak Oluś zaczyna awanturę to ona nie ucieka w popłochu. Można by o nim książkę napisać. Poniżej Olkuś z Draniem, gdy był malutki.

Obok Olusia mój przyjaciel pies Drań – u mnie od małego, bardzo mądry i posłuchany… no chyba, że jest opcja zostać w domu, albo zostać z niego wygonionym na pole, wtedy niekoniecznie.

Najmłodsza trójka, od lewej Puma, Lara i Przekupcia. Wzięte razem, ale trudno powiedzieć czy rodzeństwo. Każda to zupełnie inny charakterek, ale bardzo ze sobą zżyte. Puma niezależna i bardzo delikatna, ba wydawałoby się pieszczocha nad pieszczochy. Lara druga pieszczocha nad pieszczochy, taka mała moja myszka, która czasami zamienia się w despotkę, ale robi to….hmm no „jak dama”. Przekupcia, jak to trójkolorowa kotka czasami ze mną rozmawia i tłumaczy pewne sprawy np. „podejdź do mnie teraz, jest właśnie czas na pieszczoty” albo z kolei wykłóca się o wszystko. Pod jej presją mięknie szczególnie moja siostra

Kotka Milusia, zwana czasami Mendusia, ze względu na to, że jest bardzo miła, ale jak czegoś chce to, nie ma silnych 😉 Czasami nazywam ją też sprzątaczką, gdyż pięknie zachowuje czystość, a jak któryś kot dobrze nie zagrzebie swoich spraw, to ona po nim poprawi tak żeby było czysto i pachnąco.

Roksia, krótko Roki. Mieszkała na rynku pod  bankiem przez kilka miesięcy, po sterylizacji miała trafić do nowego domu, bądź azylu, ale… domu nie znalazła, ale do azylu takiej kochanej czarnej wariatki nie mogłam oddać. Teraz już domowniczka 🙂

Kot w pustym mieszkaniu

Wiersz, który zawsze mnie rozczulał i sprawiał, że serce zaczynało inaczej bić.

Kot w pustym mieszkaniu

Umrzeć — tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać się między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.
Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.
Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.
Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.
Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek
/Wisława Szymborska/

Bo koty są dobre na wszystko

Nie wiem jak ty drogi czytelniku, ale koty to dla mnie antydepresanty. Zapisałam je sobie sama zamiast iść po tabletki, które może i coś pomogą, ale przy okazji uzależnią. Ja uzależnienia nie potrzebuję, a od kotów i owszem, chętnie się poddam.

 

Bo koty są dobre na wszystko.
Na wszystko, co życie nam niesie.
Bo koty, to czułość i bliskość
na wiosnę, na lato, na jesień.

A zimą – gdy dzień już zbyt krótki
i chłodnym ogarnia nas cieniem,
to k o t – Twój przyjaciel malutki
otuli Cię ciepłym mruczeniem.

/ Franciszek Klimek/

To ja z Olusiem.
Jeździł ze mną wszędzie … a jaki był grzeczny 🙂
😉 ech nie to co dzisiaj mój jedyny Książę Oluś pierwszy!

Sebastian pisze….

Pomiędzy jedną myślą, a drugą, aby dalej gnać, to znów, aby przystopować, pomiędzy dopingiem w postaci Tigera, a wspomnieniem o fitnessie, że… tak wiem, już od pół roku przekładam ten dzień… Tak więc pomiędzy, a pomiędzy, zagłębiłam się w lekturę pisadeł Sebastiana. On umie swoimi opowieściami, przystopować mnie czasami i zmusić do refleksji. Spowodować, że zaczynam czytać i… nie kończę w połowie, nie rozpraszam się, lecz czytam jego rozważania do końca. Czytaj dalej Sebastian pisze….

S_Nikiel


baner-apel o pomoc-s.nikiel-www.s-nikiel-mojegory.pl

Żyjemy w cywilizacji huku, który tak dalece zintegrował się z nami
że przestaliśmy go zauważać. Niewielu z nas pamięta już czym jest
a jeszcze mniej potrafi w ciszy wsłuchać się i odnaleźć siebie.
 

/Sebastian Nikiel/

 

Gdy przeczytałam te słowa na stronie Sebastiana od razu przed moim oczami roztoczyły się góry i lasy Rumuni, oraz poczułam zapach łąk i szum strumyków. Każdy ma swoje góry on Tatry, a ja góry Rumuni. Jak ja rozumiałam, to, co on chciał swoimi słowami przekazać. Znam go tylko i zaledwie i o ironio z Facebooka, ale widać serwisy społecznościowe przydają się. Czytaj dalej S_Nikiel

Deszczowa Milówka dla Jacka i Pani Alicja

www.wojnicz.pl

Już kiedy pierwszy raz weszła do naszego Biura T.U.W. „TUW” Oddziału w Tarnowie, zrobiła na mnie niezapomniane wrażenie. Właśnie akurat wtedy Dyrektora nie było, została więc skierowana do mnie. Przekazała mi pismo wraz z załacznikiem opisującym historię Jacka Wołka, chłopaka, który po wypadku na Słowacji, już od 8 lat jest w śpiączce. W piśmie tym była prośba o sponsorowanie imprezy „Rodzinny Weekend Rowerowy Milówka 2011”. Pozwolę je sobie zacytować:

„Rada Sołecka wsi Milówka zwraca się z prośbą o sponsorowanie cyklicznej imprezy „Rodzinny Weekend Rowerowy Milówka 2011″, która odbędzie się w dniach 30-31.07.2011 r. pod patronatem Starosty Powiatu Tarnowskiego oraz Burmistrza Miasta i Gminy Wojnicz. (…)” podpisano Sołtys Alicja Święch

Nie to pismo jednak najbardziej ujęło mnie w trakcie tego pierwszego spotkania w biurze, lecz… uśmiech, zaangażowanie i magnetyzm Pani Sołtys, Pani Alicji Święch.
Czas mijał, dzień imprezy przybliżał się coraz bardziej, a w końcu nadeszła niedziela 31 sierpnia. Deszcz padał w sobotę, deszcz lał w niedzielę, wszystko było mokre, a ja zastanawiałam się czy impreza „wypali”. Przed oczami miałam ubłocone niemiłosiernie dzieci jeżdżące na rowerach. A gdy, już jechalam w kierunku Milówki zatelefonowałam do Pani Sołtys, aby usłyszeć zaprzeczenie lub potwierdzenie moich wątpiwości czy impreza jest, no i usłyszałam… „czekamy, przyjeżdżajcie”… zadowolona więc nacisnęłam mocniej na wirtualny gaz (wirtualny, gdyż w rzeczywistości samochód słóżbowy prowadził ktoś inny) i dalej zmierzałam w ich kierunku.
Zdj. parasole, parasolki
Wszędzie były parasolki, parasole, krople deszczu, duuuże krople deszczu i ludzie, ludzie, ludzie. Myślę, że nikt ze wsi Milówka czy z okolicznych miejscowości nie zawiódł, przybył, a kapela grała…
Cieszę się też, że udała im się sobotnia część imprezy, na której ja niestety nie byłam. Wiem jednak, że wszystkie losy zostały wykupione jeszcze w sobotę, oznacza to, że udało im się zebrać fundusz na specjalne łóżko dla Jacka.
Zdj. rozdanie wylosowanych nagród

Największym zainteresowaniem cieszyła się część rozdania nagród z „dużej” loterii. Sponsorzy dopisali i oprócz polisy od firmy w której pracuję, były również inne nagrody, tj. książki, serwis do kawy, ale również rodzinne wyjazdy do Spa, rower, DVD i wiele innych
Na koniec nie mogłam pominąć pamiątkowego zdjęcia z laureatem, który wylosował polisę, jego mamą, oraz zaraz obok mnie stojącą na zdjęciu Panią Alicją Święch. Hmm mogłabym „płakać” jedynie nad jakością zdjęć, ale ot… nie potrafię, cieszą mnie nawet te w bardzo kiepskiej jakości. Może następnym razem lepiej „dogadam” się z aparatem 😉

Zdj. pamiątkowe zdjęcie z Panią Sołtys oraz laureatem i jego mamą.
Lubię  takie imprezy, z którymi łączy mnie nie tylko praca i „formalność”, ale również emocje, bardzo mocne, intensywne i dobre emocje, ale także ludzie, którzy je powodują! A na drugi rok… Pani Alicja oczywiście, również może na mnie liczyć 😀