Obrazek z Surreanów, połonin Rumuni

Obrazek z Surreanów, połonin Rumuni.

Kończył się dzień, a nasze zaplanowane miejsce noclegowe zajęła inna grupa. Cóż pozostało, nasz przewodnik, szukał innego miejsca na nocleg. Dość kawałek drogi trzeba było przejechać, zatem na miejsce dojechaliśmy już o zmroku. Najpierw drogą przez las, następnie okolicami, w których jakby więcej domów pobudowano. Domów, a raczej pensjonatów i willi z noclegami dla turystów.

Wjeżdżając coraz wyżej mijaliśmy nowo budowane wyciągi narciarskie. Jak sama jeżdżę na nartach, tak wtedy te nowe budowle przeszkadzały mi burząc piękny krajobraz gór-połonin. W samochodach zapaliliśmy światła reflektorów, lekki zmrok zamieniał się w noc. Ścieżką w poprzek zbocza wjeżdżaliśmy coraz wyżej i wyżej. Gdy byliśmy na szczycie, nie było już widać żadnych świateł z domostw i znów poczułam się fantastycznie, zero cywilizacji i tylko nasza wyprawa. Gdy zatrzymaliśmy się, aby przygotować się do noclegu, Albert (wilczur) wychodząc z samochodu natknął się na dwa psy ze stada, zatem gdzieś w pobliżu pasterze ze swoimi owcami również musieli zatrzymać się na nocleg. Spotkanie to zakończyło się ostrzejszą „wymianą zdań”, ale bez ofiar i ran kąsanych, ot musieli tylko uzgodnić co komu wolno i ustalić, że nie będą sobie wchodzić w drogę.

Na górze wiało dosyć mocno. Przygotowaliśmy szybką kolacyjkę w samochodzie. Potem błyskawiczna toaleta. Fantastycznie było wcisnąć się w śpiwór i nadszedł sen.

Sen był dziwny, spałam, ale nie spałam. Było mi ciepło, wiało mocno, a moja świadomość była poza samochodem, nie bałam się. Miałam wrażenie, że moje ciało śpi, a mój duch jest poza samochodem i właśnie wtedy widziałam was rzymscy żołnierze. Widziałam was pomiędzy naszymi samochodami, idących przez połoninę. Dwóch żołnierzy rzymskich z długimi włóczniami opartymi na ramieniu. Żołnierze szli jak gdyby pełnili nocną wartę w dawnym rzymskim obozowisku.

Na drugi dzień, po przespanej nocy zdałam sobie jednak sprawę, że to nie koniecznie był zwykły sen. Oni – rzymscy żołnie – byli tam, pomiędzy naszymi samochodami. Wystarczyło, że zwierzyłam się, z mojego snu, a usłyszałam, że… spaliśmy w starym rzymskim obozowisku! Myślę, że to nie był zbieg okoliczności – Oni tam byli. Pomimo tego, że wcześniej nie wiedziałam, że nie nastawiłam się, a jednak ich zobaczyłam idących i strzegących obozowiska. Ta świadomość sprawiła, że poczułam się niesamowicie i że moje życie znowu nabiera barw.

Rzymscy żołnierze… jesteście moim znakiem i potwierdzeniem, że pęd życia i szarość dnia nie zabiły mnie. Potwierdzeniem, że czuję, widzę i śnię, a góry i połoniny układają się w poezję serca. Serca, które teraz zmęczone, skołowane i w codzienności biegnącego galopem dnia mało czuje, mało czuje że kocha, lecz tam, w górach Rumuni bije i żyje i właśnie kocha. Kocham tę wolność i wiatr i noc i gwiazdy, kocham pasterskie psy, owce, ogień w ognisku, kałużę i kijanki i małe żabki, kocham tam być i czuć i kocham kochać. Chce mi się żyć!

Obrazek opisany po wyprawie do Rumuni, która miała miejsce w dwóch pierwszych tygodniach sierpnia 2016 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *