Koty pragną już wyjść, a ja z mamą pragnę tego jeszcze bardziej. Trudno się mieszka z 35 kotami w dwóch pokojach. Koty nie lubią tłumu. Dlatego marzę, że ogrodzenie już stoi, koty są szczęśliwe i biegają po całym podwórku, a ja jestem szczęśliwa jeszcze bardziej.
Ta niemoc jednak, którą dzisiaj czuję dołuje mnie ogromnie. Tyle rzeczy do zrobienia, a ja niczego nie jestem w stanie zacząć, ani skończyć. Totalne rozkojarzenie, rozgoryczenie, płakać mi się chce, a jednocześnie płakać nie mogę.
Dobija mnie też i to, że dopóki nie wypuszczę kotów na pole, nie ogarnę tak na prawdę też i domu (sprzątanie na okrągło). Do ogarnięcia mam też podwórko i inne zwierzaki, które mam. Do zakupienia też mam kilka rzeczy i nie nie, nie są to nowe ciuszki, czy wycieczka na Majorkę. Do zakupienia mam palety, stemple budowlane (na ogrodzenie), więcej słupów na ogrodzenie dla kotów, deski na postawienie nowej ściany w drewutni, beton do wykończenia komórki, oraz kilka innych gospodarskich spraw.
Wykańcza mnie jednak niemoc, świadomość, że nie pracuję, fakt, że nie zarabiam, poczucie bycia trutniem…. a tyle planów i marzeń w mojej głowie….. a ja…. czuję totalną niemoc.
Zaczynam też czuć żal do siebie, że tak jak kiedyś zamieniłam się w pracoholika i pozwalałam się na własne życzenie wykorzystywać na etacie w firmie, tak teraz zrobiłam to samo w wolontariacie dla bezdomniaków, psów i kotów – wyręczając gminy, organizacje, fundacje, stowarzyszenia. I nie chodzi mi o fakt pomagania, bo każdy może pomóc psu czy kotu, ale o skalę na jaką to robiłam. Na skalę przez którą zaniedbałam siebie, swoje życie prywatne, zdrowie, a przede wszystkim mamę i jej komfort życia, jej zdrowie. Bo ja wypiję piwo, które naważyłam, ale ona….. dlaczego ona też musi pić za mnie…..
Dlaczego ja właśnie tak działam? Dlaczego mam taki schemat życia? Dlaczego?