Wyszliśmy z tej chatki pojechali górskim, terenowym (ale nie widziałam go) samochodem w inne miejsce po drewno. Było złożone na dwóch, czy trzech kupach. Była też siekiera.
Nagle gdy tak ładowałam to drzewo to okazało się, że nie mam już zwykłej siekiery, ale taką z surowego, ciosanego, zrobioną jakby na szybko.
Odezwały się syreny, pożar? Jak gdyby był gdzieś pożar. Zaczęłam się rozglądać. Okazało się, że poza granicami tej wąskiej działeczki w kształcie klina na której stałam, było cmentarzysko. Nie wiedziałam grobów, ale widziałam znicze na nich. Była noc, a ona była rozświetlona tymi zniczami, były wszędzie dookoła. Były na stokach gór (to był teren górski), gdy tak patrzyłam na te strome i wysokie stoki, to było wrażenie, że te znicze, że te groby pod nimi były wręcz nade mną. Były dookoła, a ja samym środeczku tej wąskiej działki z drzewem w formie klina.
Nagle moja mama weszła do kuchni wpuszczając moje psy, które wpadły z impetem i ja obudziłam się. Był to sen dziwny, klimatyczny, górski, a jednocześnie niepokojący.
Taki miałam sen …..