Jest godzina 4.41

Jest godzina 4.41, a ja właśnie skończyłam czytać książkę Izy Chojnackiej „Miłość na gruzach Kosowa”. Nie wiem kiedy minął ten czas, gdyż zaczęłam około 23.00, ale od ostatnich rozdziałów nie mogłam się wręcz oderwać. Przerwy robiłam jedynie w tych momentach, gdy sięgałam po chusteczkę. Jest to pierwsza książka, przy czytaniu której miałam nieodparte wrażenie, że czytam o bliskiej sobie osobie. Kuzynce, siostrze? Przyjaciółce? Być może sprawił to jej talent literacki? A może po prostu fakt, że ta książka była tak prawdziwa, pełna emocji i uczuć.

Zaskakiwał mnie Izy sposób przeżywania tych lat w Niemczech, a potem w Albanii. Do tego stopnia, że zaczynałam się zastanawiać nas sobą. Jak ja bym się zachowywała, jak ja bym sobie poradziła. Jakie podejmowałabym decyzje. Co dla mnie oznacza wolność i jak ją widzę.

Absolutnie nie chciałabym zawężać, ale gdy przy wszystkich zawartych w książce zdarzeniach i okolicznościach, doszłam do opisu procesu dojenia krowy, zabijania byczka, nagonki na psy, a mówiąc wprost tego co Iza wtedy czuła, byłam już kupiona w 100%, czułam to co ona. Tak jak ja była przez kilka lat wegetarianką. Wiem, że mogłabym się z nią zaprzyjaźnić, już teraz jestem jej przyjaciółką, jest tylko jedna przeszkoda. Znam ją tylko z jej książki, więc ta relacja jest jednostronna.

Pierwsze ¾ książki czytałam po rozdziale lub dwa, ale ostatnie połknęłam na jeden raz. Tak mnie trzymało, że nie mogłam przestać, musiałam wiedzieć co dalej. Więcej jednak nie zdradzę, jeżeli sięgniesz po tę książkę, chciałabym, abyś czuła, lub czuł to samo napięcie emocji co i ja. Dla autorki jestem pełna podziwu i gratulacje za umiejętność napisania tak trzymającej w napięciu książki. Za umiejętność przelania kilku lat swojego życia na papier.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *